niedziela, 31 lipca 2011

Color Club Pucci-licious

To jest lakier z pierwszej dziesiątki moich ulubionych. Przepiękny fiolet, w najczystszej postaci, bardzo wyrazisty. Są takie lakiery, które zwyczajnie mam ochotę wypić prosto z buteleczki - takie są piękne. I Pucci-licious jest właśnie jednym z nich. Idealnie się na nakłada, szybko schnie, dobrze się nosi. Dwie warstwy konieczne. No i duży plus to wąski pędzelek - jaka miłą odmiana, po tych wszystkich szerokich potworach :>

This one is from my nail polish top 10. Stunning violet, pure form, very vivid. There are polishes so beautiful that I could drink them straight from its bottles - Pucci-licious is one of them. Perfect in application, fast in drying, good in wearing,  two-coater. Classic narrow brush - how refreshing after all these wide monsters I hate :>








środa, 20 lipca 2011

Barry M Mint Green

Że lakiery Barry M to legenda to ja wiedziałam od dawna. I niby w zasięgu ręki (Internet!), ale zawsze jakoś tak pod górę miałam. Nareszcie dopadłam Mint Green na rynku krajowym, więc nie było wymówki. Lakier jest naprawdę miętowy. Moje pierwsze skojarzenie było: miętówka! 
I, chwalić Odyna, nie ma białej bazie, jak to czasem z miętami bywa. Wariacji na temat mięty mam w swoich zbiorach sporo i coraz mniej jest odcieni, które zaskakują albo wręcz są wybitnie oryginalne. A Barry M jest wyjątkowy. Bardzo gładko się rozprowadza, jest jakiś taki... śliski...? Ale to naprawdę fajne doznanie :> Lakier niezbyt gęsty, dwie warstwy w zasadzie ładnie kryją, ale momentami są prześwity. Świetnie się nosi i dobrze trzyma. 

I knew Barry M was a legend. It was at my fingertips (Internet!), but I had zilion excuses for NOT ordering it. Finally I was lucky enough to find a few shades right here, in my homeland. And I didn't came up with an excuse either :o) 
The nail polish is realy minty, like a hard candy.And, hail Odin, it's not a white base pigmented green. My stash has seen many minty shades and it's pretty hard to suprise me with something fresh or even unique. But Barry M is bloody unique! Applies smoothly and it feels like it's... slippery...? But it's very cool! Two coats are almost enough  (but there were a few sheer areas), great in wearing.

When I say slippery I think about THIS :o)





W ramach walki z nudą pomalowałam Barry'ego topem Golden Rose nr 138. Top jest na przezroczystej bazie, z opalizującym zielonym, niebieskim i srebrnym shimmerem. Naprawdę cudo! Efekt może nie jest jakiś wybitnie spektakularny, ale generalnie kompozycja jest ciekawa.

To prevent boredom I applied Golden Rose top coat over Barry. Top coat is a transparent base with opalescent green, blue and silver glitter. Really cool! The combination of these two may not be stunning, but seen worse :>


poniedziałek, 18 lipca 2011

Haul

Dopadłam nareszcie obiekt moich westchnień, czyli lakier Barry M Mint Green! Dla towarzystwa dodałam też Blueberry Ice Cream i Berry Ice Cream :> Te ostatnie najmniej mnie ekscytują, jak tak przyglądam się butelkom. Ale... kto wie :o)

Finally I hunted down my object of admiration - Barry M's Mint Green. The more the merrier, so here we have Blueberry Ice Cream and Berry Ice Cream :> Berries in bottle seem to be a little disappointment, but... I always expect unexpected :o)





A na koniec prawdziwe cudo od Artdeco! Wygrzebałam ten lakier na stojaku z przecenami, kosztował 10 zł. Kolor niesamowity: purpura, fiolet, malina, shimmer, glitter, Odyn wie, co jeszcze... :>

Last, but not least: fantastic Artdeco bottle! I was lucky to find it in a sale rack - it cost me about 2,5 Euro! The shade is amazing: purple, violet, raspberry, shimmer, glitter, Odin knows what else...  :>



środa, 13 lipca 2011

Bell Summer 2011 Limited Edition

Bell jest moją ulubioną polską firmą: piękne, niebanalne kolory, ładny dizajn butelki, produkty do pielęgnacji itd. Widać, że firma się stara i chce naprawdę pozostać w czołówce.
Gdy Bell pokazał zdjęcia nadchodzącej letniej limitki byłam wniebowzięta - połowa kolekcji to zielenie i niebieskości! Oczywiście spodziewałam się, że znajdę w swoich zbiorach bliźniaki tych odcieni, ale przecież nie o to chodzi w tym całym szaleństwie :>
Wreszcie dopadłam letnie odcienie (co wcale nie było takie oczywiste, bo z dystrybucją Bella jest różnie). I na początek zaskoczenie: dwa z nich (511 i 513) to kolory, które firma ma w ofercie już od jakiegoś czasu (soczysta trawka i ciemny teal). Piękne, owszem, ale żadna tam nowość i limitowana edycja. Zwyżkę nastroju spowodował numer 512, czyli delikatna przykurzona miętka, która przywodzi na myśl OPI Mermaid's Tears (Bell jest jaśniejszy, delikatniejszy. Chyba...). Pozostałe dwa kolory to świetny blue jeans i hmmm... błękit paryski? W każdym razie chyba najbliżej mu do tego odcienia.

Reszta kolekcji to koral, dwa róże (dosyć stonowane) i jasna oliwkowa zieleń. Kusi mnie jeszcze ten jaśniejszy różowy, bo Bell wydał kiedyś na świat prawdziwe cudo - delikatny, bladziutki róż nr 402 i może ten z letniej kolekcji jest jakimś jego kuzynem...



Bell is my favourite polish brand. Beautiful, interesting shades, nicely designed bottles and care produscts. It's obvious that company put much effort and want to stay on top.When I saw first pics of Bell's summer ltd edition I was delighted - half of the collex were blues and greens! I was pretty sure that I had some dupes in my stash, but it's not about that :> Finally I grabbed the summer colours. Dissapointment was my very first impression: two of them (511 and 513) were relased some months ago (grass green and dark teal). Don't get me wrong, they're still lovely shades, but there's nothing new or limited in them. Number 512 got me higher, because it reminds me of OPI's Mermaid's Tears (Bell is lighter, softer shade). Last two shades are blue jeans and Parisian blue I guess :o)


Rest of the shades in the collection are coral, two shades of subtle pink and olive green. The lighter shade of pink is pretty tempting! I owe a masterpiece from Bell - pale pink number 402 and seems to be some shade close to it.







 



niedziela, 10 lipca 2011

IsaDora Ocean Drive

Trudny to temat, ten Ocean Drive. Bo zestawienie cech mocne: grupa baby blue i pastel. 
A w efekcie neon. Czy może być coś gorszego?! :> IsaDorę bardzo lubię, i tak jak kilka 
(i kilkanaście też) lat temu wiało nudą, teraz naprawdę jest na czym oko zawiesić. Szczególnie ubiegłoroczny wysyp kolorów był udany - mój ukochany Jaded czy taki Combat Khaki. No i ten szeroki pędzelek! (chociaż jestt roszkę za sztywny imo)

IsaDora ma lakier o nazwie Baby Blue i wygląda on tak, jak się nazywa. Ocean Drive pochodzi 
z kolekcji Summer Nails 2011. To raczej typ baby blue, ale jak go opisać obrazowo: morska mięta...? Taki baby blue ocean raczej, bo to ani klasyczna mięta ani turkus ani błękit. Wszystkiego po trochu w zasadzie.Tak naprawdę to chyba jest, kurczę, klasyczny cyjan i tyle.

Lakier, jak to u IsaDory, bardzo gęsty - jedna warstwa kryje całkowicie. To mnie zawsze troszkę drażniło, bo ja jestem z tych, co lubią poprawić sobie kolor drugą warstwą ;o) Ocean Drive to pastel, więc malowanie było dla mnie koszmarem. Niestety, widać to na zdjęciach, ale chociaż naprawdę się starałam - lepiej nie będzie. Pastele i lakiery na białej kremowej bazie kojarzą mi się z korektorem biurowym w butelce (malowało się pazury z nudów podczas lekcji!).

Ocean Drive jest wyjątkowym kolorem, ale wolałabym go w wersji krem albo nawet jelly. Pierwsze zdjęcie jest troszkę podrasowane, ale kolor wiernie oddany.




czwartek, 7 lipca 2011

OPI Planks A Lot

Już wiem, dlaczego nie kupuję miniaturek lakierów. Bo mają cholerne miniaturowe pędzelki, którymi można malować paznokietki trzylatkom, ale nie dorosłym kobietom! Oczywiście są mistrzynie, które bezbłędnie śmigają i takimi pędzelkami, ale ja zdecydowanie wolę pełnowymiarowe tematy. 

A rzeczywiście Planks A Lot z kolekcji Pirates of the Caribbean zasługuje na dużą butlę! Kolor jest klasycznym lila, ale - uwaga - zimnym. Nie ma w nim podtekstów różowych, co dla mnie jest zaletą. Dosyć jasny, delikatny odcień, ale ma 
w sobie coś intrygującego. Reszta, jak to w przypadku kremów od OPI, bez niespodzianek: świetnie się nakłada, świetnie się nosi, świetnie się zmywa. Dwie warstwy są całkowicie kryjące. To taki lakier, który po jednej warstwie aż się prosi o drugą, bo od razu widać, że sprawa jest rozwojowa i ten kolor przy drugim malowaniu dopiero wymiata.

I jeszcze jedna obserwacja, która mnie dosyć zaskoczyła. Mam na stanie kilka fioletów i byłam pewna, że ze dwa to na luzie okażą się bliźniakami Planks A Lot. Bezpośrednia konfrontacja wypadła porażająco: żadnego duplikatu! Nawet Done Out In Deco, o A Grape Fit! nie wspomnę... Bo to taki właśnie kolor jest - niby nic oryginalnego i sto razy już każda go gdzieś widziała, ale jak tak przychodzi do konkretów - konkurencji brak.





sobota, 2 lipca 2011

OPI Pirates Of The Caribbean Mini Set

W ramach programu kontroli lakierowych wydatków zdecydowałam, że: Mermaid's Tears mieć muszę, Stranger Tides raczej też, ale nie od razu, Planks A Lot może poczekać jeszcze dłużej - o ile w ogóle, a Skull & Glossbones, z bólem, ale sobie daruję. 

Jak widać na załączonym obrazku plan wziął w łeb. Stranger Tides śnił mi się po nocach, 
a Planks A Lot na żywym człowieku okazał się być pięknością. Zestaw miniaturek był złotym środkiem. 

Takich maluszków nie mam w zasadzie wcale, jedynie dwa małe Orly. A secik od OPI ma zgrabne opakowanie - syrenka jest bardzo zgrabnie wycięta, a buteleczki - sama słodycz. Takie słodkie maleństwa, naprawdę cukiereczki. Mam ochotę postawić je sobie i patrzeć na nie, 
i patrzeć, i patrzeć... Bez odkręcania, bez malowania. A to już jest niepokojące :>