"A woman is beautiful when she has eight hours' sleep and goes to the beauty parlor every day. And bone structure has a lot to do with it too." Fanny Trellis Skeffington ("Mr. Skeffington", 1944)
Jeszcze się nie nauczyłam, że nie lubię piasków z brokacikiem. Nie wiem, po kiego czorta trzymam poprzednie zoyowe piaski - nigdy do nich nie wrócę, bo paskudztwa straszne z nich, Chita nie jest wyjątkiem. To znaczy dla normalnych ludzi to pewnie miły błyskający lakier. Ja oczywiście łudziłam się, że ten bling-bling to jakiś odblask flasha z aparatu albo może gdzieś niedaleko przebiegał jednorożec w złotej poświacie...?
Kolor bazowy jest przepiękny - taka klasyczna świerkowa zieleń. W cieniu bardziej spokojna, w świetle dziennym zielony ładnie wybija. No ale ten złoty pyłek zabił wszystko. Jakaś naćpana wróżka musiała go tam sypnąć, bo nikt przy zdrowych zmysłach raczej by takiej decyzji nie podjął. Oczywiście nauka z tego żadna dla mnie nie płynie, pewnie jeszcze nie raz zobaczycie tu jakiś cholerny Pixie Dust.
Ten lakier marzył mi się od dawna. Prawdopodobnie napatrzyłam się na słocze na którymś z tych przepięknych, amerykańskich blogów, na których lakiery wyglądają jak Apollo Belwederski, ale niekoniecznie są podobne do tego, co w butelce znajdziemy my, świniopasy.
Lakier jest z kolekcji Las Vegas z 2003. Dorwałam go gdzieś w sieci, za jakieś psie pieniądze.
A nie, nie, nie, nie - proszę nie drzeć mordy, że taki piękny chodny róż, z shimmerkiem, mniam mniam. W naturze odcień różu bardziej wygląda tak:
Trochę się w nim czuje jak podstarzała gwiazda porno. Może na dłuższych paznokciach wygląda lepiej? Może na innej karnacji? Nakładał się koszmarnie: jest już gęsty, bąbluje i nie poziomuje się. Foch.
Ta pieśń chodzi za mną cały dzień. Piękność i smutność. Kolaboracja dwóch wyjątkowych zespołów i dwóch wspaniałych wokalistów. Świetnie zgrane oba wokale - Vedder śpiewa bardzo oszczędnie, ale w głosie ma gniew i gorycz. Cornella za to słychać na piewszym planie, jest głośniej, bardziej dramatycznie, ale w tym głosie jest spokój i pewna pokora. Polecam całą płytę, ogromna dawka niezwykłych emocji. Okazja była smutna, ale panowie popełnili genialne dzieło.
Szmaragdowe holo?! Od polskiej firmy?! Za dychę?! Słodki bożku lakierów - TAK!!!
Colour Alike wypuściło kolekcję poznańską: są w niej cztery holo - niebieski, zielony, fioletowy i brązowy. Zanabyłam się trzy z nich. Niebieski (Maltanka) nie powala, ale za to zieleń... BAJKA! Kolor bazowy jest genialny: szmaragd, ale z niebieskim podbicierm. Efekt holo jest całkiem niezły, szkoda tylko, że holo jest rozproszone, a nie linearne. Sabb ostatnio słoczowała pięknie oba te lakiery, więc w dużym makro można sobie oblukać. U mnie będą pieszczoty innego rodzaju :o)
Porównanie lakierów holograficznych różnych firm i różnych kolorów - żaden nie jest podobny do CA, ale każdy ma w sobie element kultowy, więc zawsze przyjemnie popatrzeć. Co byłoby podobne? Layla Emerald Divine mi się kojarzy, ale nie posiadam.
Koń jaki jest + każdy widzi. St. George, Bamberka i Reclaim to kompletnie różne odcienie zieleni. Wszystkie są absolutnie zachwycające, aczkolwiek efekt holo rozproszonego (George i Bamberka) jest słaby. Reclaim jest linearny i prezentuje się lepiej. Ale najbardziej do pieca daje Siw: jasnoniebieski, linearne holo - można oślepnąć.
Zdjęcia są bez obróbki - żadnego rozjaśniania tła, regulowania nasycenia itp. Takim jestem kurna specem w tych sprawach, że przy obróbce któreś holo albo się wyostrzało albo pikslowało. Raz po ciemku z fleszem, raz pod zimną żarówką, raz pod ciepłą - nie ma to jak żyć na krawędzi \m/
Dłoni w kolorze bladej pomarańczy nie posiadam, ale za to na wzmocnionych kolorach aparatu lakiery są w miarę wiernie oddane. To bladziutkie zdjęcie jest robione w świetle dnia - bez dużej dawki ostrego światła wrażenie słabe robią te ślicznoty. Na koniec foty z komóry - ładnie złapało efekt holografu.
A little comparison between holo classics (Nubar's Reclaim, A-England's Saint George and MUS's Siw) and a newbie (Bamberka by Polish brand Colour Alike) - a stunning emerald scattered holographic polish. Except Siw they're all green, but there are three different types of green. Pics are not sharpened/brightened or even saturated, just raw shots. I'm unable to use graphics programs and my improvements are in fact kiss of death to my pics :> But the shades are captured pretty well.
Kto rzyga piaskiem? - ręka do góry. Można jeszcze rzygać brokatem. Od razu przychodzi mi do głowy kultowy Clarins 230, zwany też Unicorn Pee, czyli siki jednorożca. Ale to bez związku z tematem.
W centrum handlowym w mojej dzielni pojawiła się wyspa Golden Rose. Zaatakowałyśmy ją z mamunią ostatniej soboty - ponieważ w zakupach lakierowych staram się od niedawna używać mózgu, zanabyłam tylko trzy sztuki, z czego dwóch nie użyję ani razu. Jedne to piórka, ale musiałam, bo dokładnie w taki "piórkowy" deseń i kolor mam ukochany sweterek. Drugi to topper Carnival - zielone badylki i kropki w przezroczystej bazie. Glitterów nienawidzę, ale zieleni nie mogłam się oprzeć. To tak a propos używania mózgu. I ten śliczny wiśniowy piaseczek jako trzeci.
Jest świetny! Piękny kolor, takie winko czerwone wisienkowe (nie żebym lubiła do picia), ale bez takiego wampowego wypierdu (może dlatego, że mat). Jedyny problem tego lakieru to poziomowanie - cholerna grawitacja! Niby rzadki nie jest, a spływa na boki. Jak się przyjrzycie zdjęciom, to zobaczycie: 1. nierówno nałożone warstwy, 2. po bokach lekko ciemniejszy kolor - tam mi spłynął lakier.
Czerwone wino od razu przywołuje ma myśl Petera Steele. Dlatego proponuję piękną pieśń "Wolf Moon". Klip nie jest oryginalny, ale film lubię, więc nie fukam.
Kaszmirowy to ja kiedyś miałam, ale szaliczek. Na sweterek też bym nie fukała, ale już taki szlafroczek to niezbyt mnie interesuje.
Lakier jest świetny. Nie, żeby jakoś dech zapierał czy podnosił ciśnienie, ale naprawdę daje radę. Mało jest ciekawych odcieni szarości. Na ogół są te zimne, rozjaśnione albo te z kroplą fioletu. Prawdziwie ciepłych, przytulnych odcieni szarości jest jak na lekarstwo. A ten właśnie taki jest - jak ciepły sweter, ale nie z tych powycieranych kudłaczy, które mamy od zawsze i można w nich przetrwać każdy mróz. To taki elegantszy towar, bardziej luksusowy egzemplarz :>
Shimmer na zakładzie mamy, ale - umówmy się - na paznokciach mieni się on tylko na pięknych zdjęciach amerykańskich blogerek. U zwykłych świniopasów, takich jak ja, shimmer jest bardziej powściągliwy. Ale coś tam zawsze mu się błyska ;>
Bardzo przyjemny temat z tego Szlafroczka, dla wielbicielek szarości obowiązkowy, reszta też nie powinna narzekać.
Dziś pieśń smutna, ale przepiękna (a są inne?!) i też o szarości.
Grey would be the color if I had a heart...
Przykra wiadomość z wczoraj: Joanna Chmielewska nie żyje. [i]
Rozpoczynam nowy cykl. Odsłonię przed Wami najciemniejsze zakątki mojego Helmera i pokażę moje najbrzydsze i najdziwniejsze lakiery. Uzasadnię (niezbyt logicznie i przekonująco) najbardziej absurdalne decyzje zakupowe. Udowodnię, że jak się człowiek uprze, to zada cios swej urodzie nawet lakierem do paznokci.
Długo się zastanawiałam, jak nazwać to lakierowe auto da fe.
"Wiedziałam, że jesteś brzydki, ale żeby aż tak..."
"Dzień, w którym odebrało mi rozum"
"Musiałam cię mieć, ale teraz już odejdź"
Zostanie tak (przynajmniej na razie):
Ready?
Dzisiejszym cynicznym uwodzicielem jest Brytyjczyk. Ale nie jest to Steve Harris.
To Aston.
Nie wiem w jakim pijanym widzie podjęłam decyzję o zakupie. OK, mam słabość do babciowych odcieni mauve, lekki shimmer zniosę, ale HELOŁ! Aston jest w kolorze pt. brudny róż spotkał karmelową rudość. Żyli długo i szczęśliwie, a nad nimi unosił się srebrny pył.
Ani to róż, ani rudy. Barbarzyńska ilość shimmera nadaje mu lekko frostowy wygląd na paznokciach. Oczywiście, świadoma tych cech, wykoncypowałam sobie naprędce, że na pewno taki połączenie jest wręcz stworzone dla mnie i sprawi, że moje dłonie będą wyglądały zajebiście obłędnie.
Tak się, rzecz jasna, nie stało.
Dziś będzie drugi piaseczek z kolekcji San Francisco - granatowy Wharf! Wharf! Wharf! Ponieważ szczerze nienawidzę u siebie wszelakich przejawów migotania i błyskania, matowe piaseczki od OPI bardzo mi pasują. Oczywiście OPI spieprzyło tę relację, wypuszczając błyszczące Dziewczyny Bonda, o nadchodzącej Merai nie wspomnę - już ustaliłyśmy, że ona ten brokacik to wiadrami tam sypie.
Wharf - gdy stoi sobie spokojnie w butelce - jest takim przyjemnym kobalcikiem o lekko fioletowym pochodzeniu. Na paznokciach zmienia się w ciemnoniebieski lakier, ale to jeszcze nie granat. Ma coś, czego nie mają inne piaski (nawet przeboski KIKO Taupe) - wygląda niesamowicie... hmmm... elegancko. Jest w nim coś szlachetnego, coś takiego dyskretnego.
Spójrzmy, jak wygląda ta niebieskość, w porównaniu z innymi, wszechświatowo znanymi lakierami, którymi są: OPI Euro Eurso, Bell 520 i China Glaze Calypso Blue. W butelkach wszystkie wyglądają plus/minus podobnie. Wiem, że średnio dobrze o mojej inteligencji świadczy fakt, że zestawiam piasek z kremami, ale my, rokendrollowcy, już tacy jesteśmy - życie na krawędzi, ot co! Piasek i krem! \m/
Koń jaki jest, każdy widzi - nie będę opisywać nasycenia i pigmentacji, bo w miarę dobrze ją widać na zdjęciach. Dodam tylko, że Bell zbliżył się do krycia kremów dopiero przy trzeciej warstwie. Krycie gówniane, bo niby to żelkowa przypadłość, ale tak z niego żelek jak z Larsa Ulricha wysoki facet...
China Glaze Calypso Blue w butelce nie wygląda tak złowieszczo, jak na żywo. Człowiekowi się wydaje, że to taki miły granacik, a tu wcale nie! Granatowyprawieczarny, czyli śliczne przetłumaczony przeze mnie odcień zwany w oryginale blackened blue.
Te pozostałe czarne granaty to Inglot 710 i Color Club Blue-Topia (info dla Fejsbukowców: wreszcie zasechł. Ale teraz jest twardy jak kamień i chyba zejdzie razem z paznokciem).
Dzisiejszą pieśnią będzie Anathema "Flying". Niewiarygodnie piękna kompozycja, a głos Vinniego idealny na taką zimną noc...
Nie no, dwa miesiące przerwy - chyba rekord blogosfery...
Pewnego razu na Fejsbuniu (był to - zdaje się czerwiec, czyli w zasadzie przedwczoraj) snułam dwusekundowe rozważania na temat podobieństwa nowego piaseczku od OPI ze staruchami w osobach Over The Taupe i You Don't Know Jacques (bo oczywiście moim znakiem rozpoznawczym jest dokupowanie wciąż tych samych kolorów - może kiedyś mi rozum wróci? ).
W butelce Andreas i Over są bardzo podobne, za to w malowaniu inaczej - Andreas i Jacques.
Dołożyłam jeszcze najpiękniejszy piasek świata - KIKO 638 Taupe.
Koń jaki jest - każdy widzi. Coś dziwnego dzieje się z kolorami, bo podczas obróbki graficznej lakiery miały kolory sobie właściwe, teraz po wgraniu w Blogspota - są mocno wyostrzone i nasycone. Ale lakiery są na tyle popularne, że poniższe zdjęcia mogą być traktowane jako niezobowiązująca wariacja na temat.
Szczególnie na zdjęciu powyżej widać, że są nierówno sparowane - w butelce Andreas ma inną parę,
a w malowaniu - inną.
No i chciałoby się Piaskowego Dziadygę Metalliki zarzucić, ale już był :o(
To może skoro o Andreasie mowa, będzie Andreas Kisser z czasów, kiedy Sepultura była Sepulturą
(to se ne vrati)