Nie jestem wielbicielką Zoi. Mam kilka lakierów tej firmy, ale to nabytki raczej dla uczczenia pięknego koloru, a nie jakiejkolwiek użyteczności. Reva była zamówieniem mojej mamy, ja czekałam na Faye. Ale gdy Reva wypadła z koperty - oszalałam! Jest obłędna! Wręcz absurdalnie przepiękna! Na mnie wygląda jednak koszmarnie, wręcz tandetnie, ale to akurat wiedziałam nawet bez malowania paznokci. Wytrzymałam tylko jedne dzień i starałam się nie patrzeć na swoje dłonie. Nie ten odcień skóry, nie ten odcień czerwieni/różu. Jak to śpiewa klasyk these colours don't run...
KOLOR: bardzo soczysta, intensywna truskawkowa czerwień, ale mocno wpadająca w malinę. Do tego shimmer - złoty i czerwony. W butelce wygląda bajecznie!
KRYCIE: dwie warstwy są wystarczające, przy jednej efekt nie jest aż tak spektakularny.
KONSYSTENCJA: gęsta (inne moje Zoye takie nie są), dobrze się rozprowadza, mimo wąskiego pędzelka. Ze zmywaniem jest niestety słabo: nie jest to oczywiście horror zmywania lakierów glitterowych, ale złoty shimmer wymaga dokładnego szorowania :o)
ZDJĘCIA: baza, 2 warstwy lakieru, top coat. W świetle dziennym lakier jest truskawkowy, zdjęcia
w sztucznym oświetleniu lepiej wydobywają malinę. Ostatnie zdjęcie jest małym koszmarkiem, ale tylko w ten sposób udało się złapać urodę kolorowych drobinek.
w sztucznym oświetleniu lepiej wydobywają malinę. Ostatnie zdjęcie jest małym koszmarkiem, ale tylko w ten sposób udało się złapać urodę kolorowych drobinek.
Reva wędruje do swojej prawowitej właścicielki, a ja wracam do zieleni i niebieskości.